Droga na plażę wymagała przesiadki w stolicy Kambodży. Tak więc po raz drugi zawitaliśmy do Phnom Penh - tym razem na kilka godzin. Nieco wygłodniali znaleźliśmy małą hinduską knajpkę gdzie w prawdziwie fastfoodowym stylu została nam podana zupa i chlebek naan pieczone na kamiennej 'kuchence'. W ten sposób bezlitośnie rozprawiliśmy się z głodem i wyruszyliśmy w dalszą drogę na wybrzeże. W drugim autobusie wyniknął mały problem, kiedy okazało się, że nasze miejsca są zajęte, podobnie jak wszystkie inne. Po kilkunastu minutach sprawdzania, biegania, itd. posadzono nas jednak na miejscach 2 Khmerów, którzy musieli podróżować na plecaakach pomiędzy siedzeniami. Czyżby overbooking zdarzał się też w Kambodży?