Początkowo zamierzaliśmy plażować w Wietnamie. Opinie o miejscowości Mui Ne były pozytywne, dojazd wydawała się prosty. Ale na miejscu okazało się, że przedostanie sie z Siem Reap do Mui Ne to minimum 18 godzin, czyli 2 dni, a do Sihanoukville 10 godzin, czyli można wieczorem być już na plaży :)
Po 10 godzinach podrózy znaleźliśmy się na dworcu autobusowym w Sihanoukvile, gdzie od razu dopadli nas kierowcy motorków, proponując zawiezienie do hotelu. Przejażdzka 2 moto-taxi przypomniała nam jak fajnie jeździ się na motorkach. Niestety tym razem jakoś nie było kiedy wypożyczyć.
Sam "kurort" dopiero się rozwija, ale ma wszystkie atuty, których wymagamy od nadmorskiej miejscowości - ciepłe morze i czystą plażę, dobre i tanie jedzenie. Przez kilka dni kąpaliśmy się w ciepłym morzu, wylegiwaliśmy się na leżakach o objadaliśmy się kalmarami, krewetkami, itd. Taki totalny luzik. Popłynęliśmy też na wyspę zwaną potocznie Bamboo Island, a geograficznie Koh Russei, która krajobraz miała całkiem rajski. Na wyspie są też proste bungalowy, w których można zamieszkać, jeśli ktoś chce się poczuć zupełnie robinsonowo - niestety odkryliśmy to trochę za późno, żeby się przeprowadzać. Nurkowanie z maską i rurką było fajne, mimo że rafy bez rewelacji (w porównaniu do podobnych miejsc w Tajlandii).
Trudno powiedzieć, czy w Wietnamie byłoby lepiej, myślę, że Sihanoukville ma w sobie duży potencjał, nie darmo jest nazywane kambodżańskim Ko Samui. A Mui Ne? Będzie następnym razem :)